Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/116

Ta strona została przepisana.

na swoją. Artykuł: „Informacje — dyskrecja, pośpiech“ nie przynosił nic lub prawie nic; tajemniczy generał nie pobierał już potajemnych gratyfikacyj w biurach agencji. Każdy inny na miejscu Levisa dałby już spokój; ale ten uparty człowiek miał niepohamowane nawyki do wydatków, i coś przeszkadzało rękom jego zamknąć się. A przytem istnieli obok Sprichtowie, pełni ponurości od czasu tragicznych wydarzeń, przepowiadając rychły koniec świata. W głębi parku wznieśli budowlę z ruin ratusza miejskiego, poczerniałych od ognia, i w niedzielę wieczór przy świetle ogni bengalskich, cała rodzina głośno biadała dokoła tego budynku. Widok był złowieszczy. J. Tom Levis, przeciwnie, został republikaninem z nienawiści do rywala, czcił odrodzoną Francję, zorganizował festyny, regaty, wieńczenie zwycięzców, i któregoś dnia w lecie, — uniesiony zbytkiem radości — sprowadził z Pól Elizejskich muzykę, przybyłą do Courbevoie na jachcie, i wśród rozwiniętych żagli grającą na wodzie.
Talu tryb życia powiększał długi, lecz Anglik nie trapił się tem. Nikt, tak jak on, nie potrafił dezorjentować wierzycieli zuchwalstwem i bezwstydną pewnością siebie. Nikt — nawet urzędnicy jego agencji, tak przecież wytresowani, — nie posiadał tej umiejętności przeglądania rachunków z szczególną ciekawością, niby palimpsestów, oraz rzucania ich z wyrazem wyższości do szuflad; nikt podobnie jemu nie umiał tak działać, by zyskać na czasie. Na to właśnie liczył Tom Levis w poszukiwaniu jakiejś korzystnej afery, którą nazywa — „wielkiem posunięciem“ w obrazowym żargonie cyganerji finansowej. Lecz daremnie przemierzał gorączkowo Paryż, pilnie wypatrując i ostrząc zęby, tropiąc spodziewaną zdobycz: mijały lata, a wielkie posunięcie nie nadchodziło.
Pewnego popołudnia, gdy w agencji roiło się od