Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/120

Ta strona została przepisana.

dość ciemnej sprawy, jaką zamyślał. Wówczas jęła nalegać, uśmiechnąwszy się: „O, Wasza Królewska Mość może być spokojny... Ja tu prowadzę książki agencji“.
I powaga jej w firmie była widoczna, gdyż co chwila w otworze, łączącym biuro kasjerki z magazynem, zjawiała się twarz urzędnika, pytającego o najrozmaitsze informacje. „Przyszedł ktoś w sprawie fortepianu pani Karitides... Przysłano z hotelu Bristol...“ Wszystko wiedziała, odpowiadała jedncm słowem, jedną cyfrą, a król, pełen niepokoju, zadawał sobie pytanie, czy ten anioł w atmosferze sklepiku, ta istota eteryczna znała rzeczywiście sprawki i sztuczki Anglika.
— Dziękuję pani, interes, jaki mnie tu sprowadził, nie jest naglący... w każdym razie już nie jest... Plany moje uległy w ciągu tej godziny dużej zmianie...“
Szepcząc te słowa, nachyla się głęboko wzruszony ku kracie, lecz potem wyrzuca siebie śmiałość wobec tej, spokojnie pracującej kobiety, której długie rzęsy muskają stronice księgi, podczas gdy pióro biegnie równo i miarowo. Ach, jakżeby pragnął wyrwać ją z tej oto klatki, unieść daleko w ramionach, otoczyć cichą, kołyszącą pieszczota, jaką się koi małe dzieci. Pokusa staje się tak wielka, że król zmuszony jest odejść, pożegnać się gwałtownie, nie czekając na J. T. Levisa.
Zapadała noc, mglista i zimna. Król, tak zwykle na to wrażliwy, teraz nie zwraca uwagi; odesławszy powóz, poszedł do Grand-Clubu pieszo, szerokiemi ulicami, wiodącemi od Madeleine do placu Vendome, tak podniecony i pełen entuzjazmu, że wgłos z sobą rozmawiał, a przed oczyma, na które zsuwały mu się włosy, skakały płomienie. Niekiedy można otrzeć się