Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/13

Ta strona została przepisana.

gnanej wraz z mężem i dzieckiem przez jedno z owych powstań ludu, przypominających trzęsienie ziemi, połączone z rozwieraniem się otchłani, z błyskawicami i wulkanicznemi wybuchami; tej kobiecie, której nieco niskie a jednak wyniosłe czoło zachowało ślad po jednej z najpiękniejszych koron Europy, — żadne słowo ludzkie nie mogło przynieść pociechy. Ale oto przyroda, radosna i odnowiona, objawiając się w tem wspaniałem lecie paryskiem, mającem coś z cieplarni i miękkiej świeżości krain nadrzecznych, przemówiła do niej głosem nadziei, zmartwychwstania i ukojenia. Lecz, pozwoliwszy swym nerwom odpocząć, a oczom — wchłonąć rozszerzonemi źrenicami zieleniejący widnokrąg, królowa nagle zadrżała, Z lewej strony na dole, koło bramy ogrodu, wznosił się, jak widmo, monument ze zrudziałemi kolumnami i zapadniętym dachem, oknami — pełnemi błękitu nieba, z fasadą, skroś której przeświecała perspektywa ruin, a na końcu — nawprost Sekwany — pawilon cały prawie pozłocony tym ogniem, który poczernił był żelazo balkonów. To wszystko, co zostało z pałacu Tuilerjów.
Widok ten przejął ją głębokiem wzruszeniem; wydawało się jej, że nagiem sercem uderza o te kamienie, Dziesięć lat temu, niespełna dziesięć lat — przez jakąż smutną i niemal proroczą przypadkowość znalazła się nawprost tych ruin! — mieszkała tam wraz z mężem. To było wiosną 186... roku. Zamężna od trzech miesięcy hrabina Żary przechadzała się tu wówczas, jako szczęśliwa małżonka i następczyni tronu. Wszyscy ją kochali, wszyscy przyjmowali z radością. Zwłaszcza w Tuilerjach, jakie bale, jakie uroczystości! Odnajdowała je jeszcze pod temi rumowiskami. Znów widziała ogromne i wspaniałe galerje, lśniące światłem i klej-