Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/130

Ta strona została przepisana.

kami wściekłości, malującej się jeszcze na wąskiej i gładkiej fizjognomji. Mistrz Lebeau miał w całej poprawności swej podejrzanej postaci o włosach jasnych, ufryzowanych i ułożonych, w czarnym stroju poważnym i surowym, coś z prokuratora dawnego Châtelet, Lecz w owej chwili — zważywszy, iż właśnie debaty o interesach uwydatniają prawdziwą naturę — ten człowiek tak dobrze wychowany i gładki, jak i jego paznokcie, smakowity Lebeau, dawny lokaj w Tuilerjach, ujawniał swój charakter szpetnego sługusa, chciwego zarobku i zysku.
Chroniąc się przed wiosenną ulewą, rzęsiście zmywającą dziedziniec, obaj kumotrowie ukryli się w dużej remizie, świeżo pobielonej, której ściany wyłożono do połowy grubemi matami dla zabezpieczenia od wilgoci licznych i wspaniałych pojazdów. Uszeregowane obok siebie stały tam karoce galowe, pełne szyb i złoceń, i wygodne „for in hand“, używane w czasie polowań, i lekkie faetony wiozące na wyścigi, a nawet sanie, któremi w czasie mrozów królowa jeździła po jeziorze. Obecnie — w stanie spoczynku — wszystkie te wehikuły zachowywały w półcieniu remizy masywny lub żwawy wygląd zbytkownych zwierząt, połyskujących i kosztownych, niby fantastyczne rumaki legend asyryjskich. Sąsiedztwo stajni, z której dochodziło parskanie i głośne szmery, półotwarty skład uprzęży o nawoskowanej podłodze, gdzie stały w przegrodach wszystkie baty, chomąta, siodła na kozłach, niby trofea lśniące od okuć stali, i zwoje lejców, dopełniały tego wrażenia komfortu i zbytkownego życia.
Tom i Lebeau rozprawiali w kącie, a podniesione ich głosy mieszały się z pluskiem wody, spadającej na asfalt trotuarów. Zwłaszcza krzyczał mocno kamerdyner, wielce pewny na swoim gruncie. Ten filut Le-