człowieka, który poznał głód, wobec innego, biednego, Méraut przynosił wiadomości o bratanicy, o życiu w Saint-Mandé, odblaski wielkości, które tyle kosztowały zacnego winiarza, a nie mogły być przezeń oglądane. Zapewne czuł się dumny na myśl o młodej damie dworu, dotrzymującej towarzystwa królom pośród ceremonjału dworskiego; ale wzrastał zły humor i uraza do starego Rosena o to, że nie mógł jej oglądać.
— Czemże się to tak pyszni? Nazwiskiem, tytułem?... Ależ mając pieniądze mogłem sobie i ja na to pozwolić... A co do wstęg i orderów... Będę je również miał, skoro zapragnę... Nie wiesz zapewne, mój drogi Méraut... Od czasu naszego widzenia wydarzyło mi się coś przyjemnego.
— I cóż takiego, mój wuju?
Nazywał go „wujem“ wskutek serdecznej życzliwości właściwej Południowi, i chęci nadania odpowiedniej etykiety tej szczególnej sympatji, jaką czuł do starego handlarza.
— Mam, mój drogi, Lwa Iliryjskiego... komandorię z krzyżem... Książę tak jest dumny ze swej Wielkiej Wstęgi!... W Nowy Rok, gdy udam się z wizytą zawieszę ją sobie... będzie miał nauczkę...
Elizeusz nie chciał wierzyć Order Lwa! Jeden z najstarszych i najbardziej w Europie poszukiwanych... dany wujowi Sauvadon, „mojemu wujowi“!... Za co?... Za to, że sprzedawał w Bercy mieszane wino?
— O, to sprawa bardzo prosta, rzekł tamten, mrużąc małe, siwe oczki, kupiłem sobie godność komandora podobnie jak tytuł książęcy... Dając trochę więcej, miałbym wielką wstęgę orderu, gdyż była również do nabycia.
— Gdzie? zapytał Elizeusz, blednąc.
Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/139
Ta strona została przepisana.