bum. I pogrążywszy się w badaniu swych nowych bogactw, pochyliwszy nad powiększającem szkłem lupy twarz, bez krwi i wieku, podnosił ostrożnie, jedną po drugiej, ciężkie stronice, między któremi widać było rośliny rozłożone na płasko od korzenia do kielicha i odbarwione na brzegach. Z ust jego wydzierał się okrzyk radości i zachwytu, skoro okaz był nietknięty i dobrze zachowany; spoglądał nań długo, odczytując głośno nazwę łacińską i uwagi zanotowane u dołu. To znowu wymykał mu się gniewny pomruk na widok kwiatu uszkodzonego przez niedostrzegalnego robaczka, dobrze znanego zbieraczom, który — atom zjawiony w pyle roślin — stanowi niebezpieczeństwo, a często zagładę kolekcji. Łodyga trzymała się jeszcze, lecz za poruszeniem stronicy, wszystko rozsypywało się w proch i ulatywało w delikatnym obłoczku.
— To robak... robak... mówił Boskowicz, pochylony nad lupą, zatroskany i dumny zarazem, pokazując maleńki otworek, niby od świdra, świadczący o przejściu szkodnika. Człowiek ten niezdolny był do żadnego występku, ale też nie potrafił okazać oporu, Na wzmiankę o orderach, zaczął drżeć, spoglądając z pod okularów wzrokiem strwożonym i podejrzliwym... Cóż to mu prawią? Zapewne, w ostatnich czasach król polecił mu przygotować in blanco mnóstwo dyplomów różnych stopni, ale nic nad to nie wiedział i nie śmiałby o nic pytać.
— A więc, panie radco, rzekł Elizeusz poważnie, uprzedzam pana, że Jego Królewska Mość wraz z agencją Levisa uprawia handel temi odznaczeniami.
I tu opowiedział mu historję o golibrodzie-Gaskończyku, którą bawił się cały Paryż. Boskowicz wydał okrzyk ostry, kobiecy. W istocie rzeczy niezbyt się tem przejął, ile że poza obrębem jego manji nic go nie interesowało. Zielnik, pozostawiony w Lubla-
Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/141
Ta strona została przepisana.