Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/150

Ta strona została przepisana.

niespokojny, ledwie wtrącając się do rozmowy, której był zwykle punktem środkowym. Ten niepokój udzielił się królowej, nie zamącając zresztą jej uśmiechu ani pogody głosu; po skończonym posiłku długo jeszcze nie mogli zbliżyć się do siebie ani swobodnie rozmawiać, strzeżeni przez etykietę i panujące w domu przepisy, obecność damy dworu i zazdrosną opiekę pani de Silvis. Wreszcie nadeszła pora lekcji. Podczas gdy młody książę przygotowywał książki, królowa zapytała:
— Co panu jest?... Czy znowu się co stało?...
— Ach! Wasza Królewska Mości, wszystkie kamienie są sztuczne...
— Sztuczne!...
— Bardzo starannie naśladowane... Jak to się stało? Kiedy? Czyż byłby w domu jakiś złoczyńca!
Zbladła straszliwie, słysząc to słowo; nagle, zacisnąwszy zęby, szepnęła targana gniewem i rozpaczą:
— To prawda. Jest tu złoczyńca... I znamy go dobrze oboje: i ja, i pan...
Potem, ruchem gorączkowym i gwałtownym pochwyciwszy rękę Elizeusza, jak gdyby dla zawarcia im tylko znanego układu, dodała:
— Lecz nie wydamy go nigdy, nieprawdaż?
— Nigdy.... odparł, odwracając głowę; bowiem zrozumieli się w jednej chwili.

VII.
Uciechy ludowe.

Popołudnie pierwszej niedzieli majowej: dzień wspaniały, pełen światła, niemal czerwcowy, a tak ciepły, że królowa Fryderyka wraz z księciem i jego guwernerem wyjechała otwartem landem na przechadzkę. Ta pierwsza pieszczota wiosenna wskroś