Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/152

Ta strona została przepisana.

okrzyk serca, związany ze wszystkiemi radościami dzieciństwa, młodości; w nim zawarły się wzruszenia i nadzieje naszej rodziny, w nim odzyskuję akcent południowy, gest i głos swego ojca, i tak samo czuję się wzruszony, jak i on niegdyś. Poczciwiec! W tem jednem słowie mieściło się dlań instynktowne wyznanie wiary. Któregoś dnia, wracając z podróży do Frohsdorfu, ojciec Méraut dążył przez plac Carrousel w chwili, gdy miał wychodzić Ludwik-Filip. Przywarłszy do krat, czekała ciżba ludu, tłum obojętny, nawet wrogi, jak to bywa pod koniec panowania. Ojciec mój, dowiedziawszy się, że będzie przejeżdżał król, rozpycha tłum, kierując się ku pierwszym szeregom, aby zmierzyć wzrokiem i zmiażdżyć pogardą Ludwika-Filipa, tego nędznika, i intruza, co ukradł tron legityzmu... Nagle zjawia się król, przechodzi przez pusty dziedziniec, pośród martwej ciszy, milczenia ciężkiego i przytłaczającego cały pałac: rzekłbyś zaczynał się już rozlegać terkot karabinów i trzeszczały wiązania tronu... Ludwik-Filip, nawskroś mieszczuch, stary już, zbliżał się ociężałym krokiem, trzymając w ręce parasol. Nie miał w sobie nic z króla, nic z władcy. Ale ojciec mój widział go innym. I na myśl, że w wielkim pałacu królów francuskich, pełnym sławnych wspomnień, przedstawiciel monarchji kroczy wśród tej straszliwej pustki, jaką nienawiść narodu szerzy dokoła panujących, coś w starcu poruszyło się i zbuntowało; zapomniawszy o owych urazach, i obnażywszy nagle głowę, krzyknął, raczej jęknął: „Niech żyje król!“, głosem tak szczególnym, że król zadrżał i podziękował mu długiem, wzruszonem spojrzeniem.
— Ja winnam była podziękować panu w taki sposób... rzekła Fryderyka, a oczy jej spoglądały na Mérauta z tak tkliwą wdzięcznością, że biedny chło-