powoli odurzył go gwar i atmosfera zabawy. Oszałamiały dźwięki katarynek. Miał wielką ochotą biec, pociągając za sobą Fryderykę, a jednocześnie czuł potrzebę zatrzymywania się co krok, to znowu dążenia naprzód, coraz dalej, gdzie gwar był największy, a tłum najgęstszy.
W ten sposób oddalali się niepostrzeżenie coraz bardziej, podobnie jak pływak, którego unosi nurt, zwłaszcza że nikt nie zwracał na nich uwagi, gdyż wśród tylu jaskrawych strojów ginął kostjum królowej o bronzowych tonach, oraz dyskretny ubiór Zary; chwilami tylko obnażone łydki i duży kołnierz chłopca powodowały czyjąś uwagę: „To Anglik...“, podczas gdy matka i Elizeusz zamieniali z sobą uśmiechy, widząc radość maszerującego między niemi dziecka. „O, mamo, spojrzyj... Proszę pana, co tam się dzieje?... Chodźmy zobaczyć!...“ I przechodząc zygzakowatą linją z jednej strony na drugą, zagłębiali się coraz więcej w tłumie.
— A możebyśmy wrócili? zaproponował Elizeusz, ale dziecko jest tak pijane, a matka czuje się tak szczęśliwa, że malec wyszedł wreszcie ze stanu zwykłego odrętwienia, iż daje się pociągać dalej i dalej...
Dzień staje się coraz gorętszy, a zabawa przybiera wygląd czarodziejski. Nastąpiła chwila przedstawień. Cały personel cyrków i bud wylęga nazewnątrz poprzed ściany płócienne, na których pod wpływem wiatru, rzekłbyś, ożywiają się wymalowane zwierzęta, akrobaci i siłacze. Tu odbywa się przegląd wojskowy: pomieszanie kostjumów epoki Karola IX i Ludwika XV, strzelb i muszkietów, peruk i pióropuszy. Naprzeciwko, na drewnianej estradzie, źrebaki popisują się wyuczonym tańcem, ukłonami i rachunkiem, a obok — prawdziwa produkcja jarmarczna: pajace w kraciastych strojach, skoczki
Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/157
Ta strona została przepisana.