Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/161

Ta strona została przepisana.

mi trzymanemi przez urzędników i piórkami na kapeluszach podróżniczek. Wyciągnęły się ręce, pochyliły czoła: wszedł właśnie J. Tom Levis. Uśmiechnął się wokół, rzucił buchalterji dwa, trzy krótkie rozkazy, oraz zapytanie — w tonie niezmiernie uradowanym — czy „wykonano już zamówienie Jego Królewskiej Wysokości księcia Walji“, poczem zniknął w swoim gabinecie, podczas gdy urzędnicy wzrokiem dawali sobie znać, że pryncypał jest w zadziwiająco dobrym humorze. Z pewnością zaszło coś nowego. Zrozumiała to nawet siedząca za kratkami niewzruszona Sefora i, widząc wchodzącego Toma, zapytała łagodnie:
— Co się stało?
— Różne rzeczy!.. odparł z tajemniczym śmiechem, przewracając oczyma, jak to czynił w szczególnych wypadkach.
Skinął na żonę:
— Chodź!...
Zeszli oboje na dół piętnaście schodków, wąskich i stromych, obitych miedzią, prowadzących do kokieteryjnego buduaru, oświetlonego bez przerwy gazem, gdyż małe okienko od ulicy Royale miało szybkę z grubego szkła matowego. Pokoik łączył się z piwnicami i podwórzem, co pozwalało Tomowi wchodzić i wychodzić, nie będac widzianym, unikać natrętów i wierzycieli. Te fortele były nieuniknione, zważywszy skomplikowane sprawy, jakie prowadziła agencja: inaczej życie schodziłoby na swarach i nieporozumieniach.
Najdawniejsi urzędnicy Toma nigdy nie byli w tem tajemniczem podziemiu, dokąd tylko Sefora miała prawo wstępu. Był to zakątek agenta, jego wnętrze i sumienie, kokon, skąd wychodził coraz to zmieniony; była to jak gdyby garderoba aktora,