Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/168

Ta strona została przepisana.

młodości... Nie potrafi zdmuchnąć miljonika co miesiąc, zachowując przytem fason, drożąc się niesłychanie o każdy centymetr kwadratowy bardziej niż o place przy ulicy de la Paix.
— O, ja czuję dobrze, jak należałoby pokierować sprawę, rzekła w zamyśleniu Sefora... Ale kto?
— Otóż to... Kto?
Milczący ich śmiech starczył za sojusz.
— Hm, skoro już zaczęłaś...
— Jako, wiesz już?...
— Czyż nie widzę jego gry, i spojrzeń jakie na ciebie kieruję? Jak wystawa, pilnując kiedy wyjdę?... Zresztą nie czyni z tego tajemnicy, wszystkim opowiada o swej miłości... Wypisał to nawet i przypieczętował w księdze klubowej.
Usłyszawszy historję zakładu, spokojna Sefora poruszyła się:
— Ach, tak... Dwa tysiące ludwików... No, to już nadto śmiałe.
Wstała, przeszła kilka kroków, potem zwracając się do męża:
— Wiesz, Tomie, że już od trzech miesięcy ten ladaco sterczy za mojem krzesłem... Otóż, powiadam ci, nie zyskał nawet... tyle...
Rozległ się trzask pazurka o ząb, gotowy chwycić kąsek.
Nie kłamała. Od czasu gdy ją tropił, ledwie zdołał tknąć koniuszczki jej palców, i musnąć suknie. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się nic podobnego temu Zalotnemu Księciu, psutemu przez kobiety, osaczonemu przez uśmiechy i wonne liściki. Ten człowiek przyzwyczajony do tego, że składano mu daninę spojrzeń, uśmiechów, serc, gnębił się od miesięcy w obliczu najbardziej spokojnego i zimnego temperamentu. Grała rolę wzorowej kasjerki, co