Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/175

Ta strona została przepisana.

gdzie na każdym rogu widać nazwiska znanych kupców, gdzie się nic nie zmieniło w ciągu lat piętnastu.
Otworzyła jej, jak w dniach młodości rosła Owernjatka Dornet, o twarzy lśniącej i rumianej, a ze spojrzenia, w jakie zamieniły obie kobiety widoczna była rola, grana przez nią w tym domu.
— Zastałam ojca?
— Tak, proszę pani... W pracowni... Pójdę go poprosić.
— To zbyteczne... Wiem, gdzie go znaleźć...
Minąwszy przedpokój i salon, trzema krokami przemierzyła ogród — ciemną studnię wśród wysokich murów — zawalony niezliczoną ilością starego żelastwa, ołowiu, łańcuchów. Z jednej strony wznosił się hangar, pełen poniszczonych mebli wszystkich epok i zwojów obić po kątach; z drugiej — warsztat o matowych szybach chroniących przed niedyskrecją wyższych pięter. Tam w pozornym nieładzie leżały aż do sufitu stosy antyków; latarń, żyrandoli, pochodni, tarcz, kadzielnic, bronzów starych lub egzotycznych. Obok stały duże dwa kowadła, przyrządy stolarskie, ślusarskie. Tam stary antykwarjusz kopjował, preparował, odświeżał stare modele ze zdumiewającą zręcznością i benedyktyńską cierpliwością.
Gdy Sefora weszła, stary Leemans w dużym fartuchu skórzanym, z odwiniętemi rękawami koszuli, majstrował coś koło świecznika w stylu Ludwika XIII.
— Dzień dobry, papo... rzekła córka udając, że nie dostrzega zażenowania starego, usiłującego ukryć trzymany przedmiot.
— To ty, maleńka?
Szorstka fizjognomja otarła się o delikatne policzki Sefory.