Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/178

Ta strona została przepisana.

— Tylko Pichery... Widzisz, ja sam nie mógłbym... Tu trzeba dużo pieniędzy... dużo pieniędzy...
—Odpowiedziała zimno:
— O, trzeba będzie dużo więcej...
Milczenie. Stary namyślał się, kryjąc decyzję wśród zarostu.
— No więc... rzekł... Idę na ten interes, lecz pod jednym warunkiem. Ten dom przy avenue de Messine... trzeba będzie umeblować szykownie... Otóż ja się zajmę bibelotami...
W tych operacjach lichwiarskich pokazywał się pazur antykwarjusza. Sefora wybuchnęła śmiechem, odsłaniającym wszystkie jej zęby.
— O, ty gałganie... mówiła, wspominając nagle wyrażenie zgoła nie licujące z dystynkcją jej toalety i wyglądu. Dobrze, załatwione papo... Zgoda na bibeloty, ale nie z kolekcji mamy.
Pod tą nazwą kłamliwą antykwarjusz zgrupował masę rzeczy z brakami, nie do sprzedania, których pozbywał się wspaniale dzięki sentymentalnemu grymasowi.
— Rozumiesz, stary... bez karoty... Dama zna się na tem.
— Myślisz, że się zna?... zapytał stary.
— Jak ty i ja, bądź pewny.
— Ale wreszcie kto?
Zbliżył twarz do ślicznej buzi. Kramarstwo było wypisane na obydwóch twarzach na starym pergaminie i na puszku różanego płatka.
— Kto jest ostatecznie ta kobieta?... Możesz mi powiedzieć teraz, skoro już biorę w tem udział.
— To jest...