Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/194

Ta strona została przepisana.

— O, tylko bez frazesów... bez grymasów... Wiem, co tu pisałeś!.. Nie próbuj kłamać!..
I zbliżywszy się, dumna i wyniosła, ciągnęła dalej:
— Słuchaj, Chrystjanie... I ta niezwykła w jej ustach poufałość napełniała słowa uroczystą powagą... Słuchaj... Od czasu gdy jestem twoją żoną sprawiłeś mi wiele cierpień... Nie mówiłam ci nic, dopiero po raz pierwszy wówczas, pamiętasz... A przecie widziałam wszystko, znałam twoje zdrady i szaleństwa. Bo trzeba być doprawdy szalonym tak, jak twój ojciec, który się zmarnował dla Loli, jak twój dziad Jan... To ta sama spalona krew, ta sama lawa piekielna, co i ciebie pożera. Nie czyniłam ci zgoła wyrzutów w Raguzie... A gdy zabrakło króla na szańcach, czuwałam, by jego miejsce nie pozostało puste... Ale w Paryżu... w Paryżu...
Dotychczas mówiła powoli, zimno, z intonacją matki, strofującej i pełnej litości. Ale nazwa tego miasta próżnego wiary, drwiącego i przeklętego, wyprowadziła ją z równowagi. Czemuż to wszyscy upadli królowie chronili się do tej Sodomy? Jej to zatrute powietrze dobijało wielkie rody, ona sprawiła, że Chrystjan zaprzepaścił to, co uszanowali najszaleńsi z jego przodków: cześć dla herbu. Pierwszego już dnia, widząc jak jest wesoły i podniecony, podczas gdy wszyscy płakali ukradkiem, przeczuła poniżenie i hańbę, jaką miała przenieść... Jednym tchem wyrzuciła słowa chłoszczące, niby uderzenia szpicruty, od których blada twarz króla pokrywała się purpurowem piętnem:
— Zdradzałeś mnie w moich oczach, w moim domu... cudzołóstwo dotykało kraju mej sukni... Kiedy ci się znudziła ta ufryzowana lalka, która nawet nie kryła przede mną swoich łez, stoczyłeś się do