Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/198

Ta strona została przepisana.

Poczem wyszła pośpiesznie, a Chrystjan bardzo zdziwiony, że skończyło się w ten sposób, schował szybko akt do kieszeni, kierując się ku wyjściu. Nagle Fryderyka powróciła, prowadząc tym razem małego księcia.
Zbudzony ze snu, szybko ubrany, Zara otwierał szeroko oczy wobec tych podnieconych postaci, ale o nic nie pytał, mając w pamięci podobne przebudzenia przed gwałtowną ucieczką, pośród pobladłych twarzy i niespokojnych wykrzykników.
Ujrzał króla, ale nie ojca bestroskiego i dobrego, co to nieraz przychodził doń, gdy był w łóżku, lecz o wyrazie twarzy surowym i znudzonym. Fryderyka, bez słowa, pociągnęła dziecko aż ku stopom Chrystiana II, i ukląkłszy ruchem nagłym, złożyła ręce księcia, jak do modlitwy:
— Król nie chce mnie słuchać, może wysłucha ciebie, Zaro... Powtarzaj za mną: „Mój ojcze...“
Nieśmiały głos powtórzył.
„Mój ojcze...“
— Mój ojcze, mój królu, zaklinam się... nie pozbawiaj swego dziecka korony, którą ma kiedyś nosić... Pomyśl, że nie jest ona twoją tylko własnością, lecz że przybyła zdaleka, z wysoka, że sam Bóg umieścił ją przed sześciuset łaty w rodzie iliryjskim... Bóg chce, abym był królem, mój ojcze... To moje dziedzictwo, moje mienie i nie wolno mi go odebrać.
Mały książę łączył błagalne spojrzenia z tym gorącym szeptem rozmodlenia. Lecz Chrystjan odwracał głowę, wzruszał ramionami, i hamując wściekłość, mruczał przez zęby: „Egzaltacja... nie właściwość... przewracać dziecku w głowie“... Poczem skierował się ku wyjściu. Jednym skokiem królowa zerwała się na nogi i zobaczywszy, że stół jest pusty,