Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/204

Ta strona została przepisana.

sprawą małżeństwa panny Beaujas, córki przedsiębiorcy, dającego dwanaście miljonów posagu pod warunkiem, że przyszły zięć będzie wielkim arystokratą, prawdziwym panem. Przyobiecano duże komisowe, i sfora już węszy. Tom nie traci otuchy, szpera po wszystkich herbarzach i znajduje wreszcie starą, bardzo starą rodzinę, skoligaconą z najlepszą arystokracją i zamieszkałą przy ulicy Soufflot. Rozdźwięk między tytułem a dzielnicą świadczy o ruinie albo skazie. „Na którem piętrze mieszka pan markiz de X...?“ Kosztem ostatniej monety otrzymuje od portjera parę informacyj.. Istotnie wielki ród... Wdowiec... Syn ukończył Saint-Cyr, córka, panna osiemnastoletnia, bardzo starannie wykształcona... „Dwa tysiące franków za komorne i świadczenia, dodaje portjer... „Właśnie to, czego mi potrzeba“... myśli J. Tom Levis, wchodząc na schody, nieco przytem wzruszony dobrym wyglądem domu, z którym jego zniszczone trzewiki i ubranie stanowią jaskrawy kontrast.
„Na pół drogi, opowiada agent, miałem ochotę zawrócić. Ale postanowiłem jednak: spróbować. Powiedziałem sobie: Jesteś sprytny i śmiały, wszystko do zyskania... Wprowadzono mnie do salonu, który szybko otaksowałem. Wchodzi gospodarz, starszy jegomość majestatyczny, bardzo elegancki... „Ma pan syna, panie markizie?“ Na te słowa mój jegomość wstaje, oburzony. Mówię cyfrę... dwanaście miłjonów... to go skłania do zajęcia miejsca... Rozmawiamy... Wyznaje mi, że jego majątek nie dorównywa imieniu, co najwyżej dwadzieścia tysięcy franków renty, nie miałby nic przeciwko przywróceniu herbom blasków złota. Syn otrzyma sto tysięcy. „O, panie markizie wystarczy nazwisko...“. Potem ustalamy wysokość mego komisowego i — uciekam... Ale na progu stary zatrzymuje mnie, mówiąc: — Pan mi wygląda