Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/205

Ta strona została przepisana.

na dzielnego chłopca... Miałbym ochotę coś zaproponować... Trzeba też wydać za mąż moją córkę... Nie ma posagu... I, prawdę powiedziawszy, przesadziłem nieco wysokość renty. Ale mógłbym ofiarować zięciowi tytuł hrabiego rzymskiego... Co więcej, jeżeli jest wojskowym, moje stosunki rodzinne z ministrem wojny pozwalają zapewnić mu poważny awans“.
— Proszę liczyć na mnie, panie markizie, mówię, chcąc wyjść. A on kładzie mi rękę na ramieniu, patrzy z zabawnym uśmiechem. „No i ja jestem jeszcze!“ oświadcza... Jakto, panie markizie? — Ależ tak, nie jestem wszak stary, i gdyby nadarzyła się okazja...
Wyszedłszy stamtąd, byłem całkowicie uświadomiony życiowo...
Ta cudowna historja była tak opowiedziana, a raczej zagrana przez Toma Lewisa, że wszyscy śmiali się, rozbawieni, wysnuwając bądź filozoficzne, bądź cyniczne wnioski.
— Widzicie, moje dzieci, rzekł stary Leemans, gdyby tak antykwarjusze porozumieli się z sobą, zostaliby panami świata... W naszych czasach kupczy się wszystkiem... Dotąd brak mi było jeszcze w handlu korony... Teraz interes gotowy.
Wstał trzymając szklankę, a oczy błyszczały mu drapieżnie:
— Za zdrowie Antykwarjatu!
Nagle przy wejściu zaskrzeczała gwałtownie kołatka, jak gdyby dusząc się w ataku kaszlu. Wszyscy drgnęli. Któż to o tej porze?
— To Lebeau, rzekł ojciec... Nikt inny...
Powitano kamerdynera głośnemi okrzykami, gdyż nie zjawiał się już dawno. Był blady zmieniony, zaciskał zęby: