Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/206

Ta strona została przepisana.

— Siadaj, stary gałganie... rzekł Leemans, czyniąc mu miejsce obok siebie.
— Tam do licha! mówi przybyły... Zdaje się, że tu się bawią... Żałobny ton tej uwagi budzi niepokój... No tak, bawią się, czemuż mianoby się smucić?
Pan Lebeau wydaje się osłupiały.
— Jakto?.. Nic nie wiecie?.. Kiedy widziała pani króla, hrabino?..
— Dzisiaj... wczoraj... codziennie.
— I nic nie mówił o tej okropnej scenie?..
Potem w dwóch słowach opowiedział wszystko, co zaszło. Ale czemu Lebeau nie uprzedził ich?
— A tak, czemu? odparł lokaj z obrzydliwym uśmiechem... Byłaby to trudna sprawa... Od dziesięciu dni biegam jak szalony, bez wytchnienia... Ani mowy o napisaniu listu; jestem pilnowany przez okropnego mnicha, Franciszkanina, który nie opuszcza mnie na jedną chwilę pod pretekstem, że nie zna dosyć dobrze języka... Faktem jest, że w Saint-Mandé wydaję się podejrzany i skorzystano z mojej nieobecności, aby uknuć wielki spisek...
— Co takiego? pytają wszyscy.
— Zdaje się, że chodzi o wyprawę do Dalmacji... to ten piekielny Gastończyk winien wszystkiemu.... O, wszak mówiłem, że jego należałoby pozbyć się przedewszystkiem...
Od jakiegoś czasu kamerdynerowi udało się wywęszyć przygotowania w postaci listów, tajemniczych zebrań... Ze strzępów słów wywnioskował wyprawę, a podróż, jaką ma teraz odbyć pozostaje w związku z tem. Udaje się bowiem w góry Nawarry, aby stamtąd przywieźć pewnego czarnego człowieka, jak widać wielkiego wodza, który poprowadzi wojsko pod zwierzchniemi rozkazami król.