Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/226

Ta strona została przepisana.

widywali się równie swobodnie, jak i w Paryżu. Na te piękne projekty Sefcora odpowiadała dosyć skąpo.
Jak szybko minął wieczór w hotelu „Pod bażantem“ w ich czerwonym pokoju o jasnych, zapuszczonych firankach. Ileż szalonych pocałunków i namiętnych przysiąg dorzucili do pocałunków i przysiąg ubiegłej nocy! Rozkosznie zmęczeni, przyciśnięci do siebie, słuchali mocnego bicia swych serc, podczas gdy ciepły wietrzyk poruszał firanki, a wodotrysk szemrał delikatnie w ogródku hotelowym.
Godzina pierwsza po północy. Trzeba jechać. Chrystjan lękał się rozdzierającego pożegnania w ostatniej chwili, myśląc, że wypadnie walczyć z prośbami i krzepić odwagę. Ale Sefora była gotowa jeszcze przed nim i chciała towarzyszyć mu na stację, mniej zatroskana o miłość niż o honor swego królewskiego kochanka... Gdybyż Chrystjan mógł słyszeć westchnienie ulgi tej okrutnej kobietki, gdy zostawszy sama widziała, jak oddalają się dwa zielone ślepia pociągu! Gdyby mógł wiedzieć, jak bardzo czuła się szczęśliwa, że spędzi noc sama w hotelu! Wracając trzęsącym się i próżnym omnibusem mówiła do siebie tonem zgoła wolnym od wzruszenia miłosnego: „Oby tylko Tom uczynił, co potrzeba!..“
Uczynił, oczywiście, to co było potrzeba, gdyż po przybyciu pociągu do Marsylji, Chrystjan, wychodząc z wagonu zdziwił się wielce na widok urzędowej czapki z srebrnym galonem, której właściciel poprosił go bardzo grzecznie, by się pofatygował do biura.
— Poco?... Kto pan jesteś? zapytał król wyniośle.
Urzędowa czapka rzekła:
— Komisarz bezpieczeństwa!..