Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/240

Ta strona została przepisana.

nieuniknione...“ Biedny „ojciec“, już nie tak pewny siebie, przychodzi! codzień do pałacu, pytając córkę i zięcia: „Więc sądzicie, że to się uda?...“ I, rzeczywiście, wciąż dyskontował weksle, skoro było to jedyne wyjście z sytuacji.
Pewnego popołudnia hrabina, wybierając się do Lasku, krzątała się koło toalety pod ojcowskiem okiem J. Toma, który z cygarem w ustach wyciągnął się na szezlongu, włożywszy palce do kieszonek od kamizelki. Sefora wyglądała zachwycająco w nowym kapeluszu i woalu nisko opuszczonym nad oczami, w toalecie przejściowego sezonu; a chrzęst jej bransolet i dżetów na okryciu odpowiadał doskonale zbytkownemu pobrzękowi uprzęży i parskaniu koni, oczekujących przed bramą. Miała wyjść z Tomem, który ubrany bardzo elegancko w stylu angielskim, był zachwycony tą przejażdżką we dwoje, przy boku pięknej hrabiny.
Ostatnie spojrzenie w lustro. Wychodzą,., Nagle otwierają się drzwi na dole, słychać przyśpieszony odgłos dzwonka. „Król!...” Mąż ukrywa się szybko w toalecie, a Sefora ledwie zdążyła zobaczyć przez okno Chrystjana, mijającego ganek z miną zwycięzcy.
Kobietka rozumie, że zaszło coś nowego. Na samym wstępie wydaje okrzyk radości i pada w ramiona Chrystjana, który zaniósłszy ja kozetkę, klęka, mówiąc:
— Tak, to ja... Ja... I na zawsze!
Ona spogląda nań rozszerzonemi źrenicami, pełemi miłości i nadziei. A on, tonąc w tem spojrzeniu:
— Już po wszystkiem... Niema króla Ilirji. Jest tylko człowiek, co chce spędzić z tobą całe życie.
— To zbyt piękne... Nie śmiem wierzyć.
— Masz! Czytaj...
Wzięła pergamin, rozwinęła go wolno: