Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/245

Ta strona została przepisana.

niepoprawną pogardę kobiety, tkwiącą w głębi duszy każdego południowca. Miłość musiała przejść przez głowę, aby się dostać do jego serca, w taki to sposób podziw dla wyniosłego typu, jakim była Fryderyka, dla tej przeciwności patrycjuszowskiej, tak dumnie znoszonej, stał się zczasem prawdziwą namiętnością, ale namiętnością korną, i cichą, próżną nadziei, gorejącą zdała, niby uboga gromnica na ostatnim stopniu ołtarza.
Życie jednak toczyło się wciąż, z pozoru, zda się, jednakie, obojętne wobec tych cichych dramatów, i tak nadeszły pierwsze dni września. Królowa, oblana promieniami słońca, tak harmonizującego z jej szczęśliwem w owym czasie usposobieniem, odbywała po śniadaniu przechadzkę w towarzystwie księcia, Elizeusza i pani de Silvis, która wskutek urlopu księżny sprawowała obowiązki damy dworu. Ta maleńka świta kroczyła poprzez ceniste aleje parku angielskiego, a królowa coraz to odwracała się, aby rzucić jakieś słowo lub zdanie tonem zdecydowanym, który jednak nie zmniejszał wdzięku kobiety. Tego dnia była szczególnie ożywiona i wesoła. Otrzymano zrana wiadomości z Ilirji, donoszące o doskonałem wrażeniu, jakie sprawiła abdykacja; imię Leopolda V stawało się już popularne po wsiach. Elizeusz Méraut triumfował:
— A ja mówiłem księciu, że będą przepadali za swym nowym królem... Dziecięctwo, proszę państwa, odradza uczucia tkliwości... To tak jak gdyby zaszczepiali im nową wiarę pełną naiwnej żarliwości...
I zgarnąwszy oburącz gestem gwałtownym bujną czuprynę rozpoczął jedną z owych improwizacyj, które go przetłaczały: podobnie Arab skulony w łachmanach na ziemi staje się nie do poznania z chwilą, gdy dosiędzie rumaka.