na, że dziecko znajduje się znów w rękach kobiet, niż niespokojna o ranę, której całej powagi nie zna dotychczas. A gdy lekarz z lampą w ręce rozrywa na chwilę gęste zasłony mroku i zdejmuje bandaż, próbując przy pomocy atropiny obudzić świadomość chorego oka, matka pociesza się tem, że chory nie wydaje krzyku i nie wyciąga rąk ku obronie. Nikt nie śmie powiedzieć, że ta bezwrażliwość, cisza wszystkich nerwów oznacza właśnie śmierć organu. Kula rykoszetując uszkodziła siatkówkę i prawe oko skazane jest — nieodwołalnie. Wszystkie środki ostrożności zmierzają do uratowania drugiego, zagrożonego wskutek owej łączności organicznej, co czyni ze wzroku jedno narzędzie o dwóch rozgałęzieniach. Ach, gdyby królowa znała rozmiar swego nieszczęścia, ona, co wierzy niezłomnie, że dzięki jej staraniom i czujnej tkliwości, wypadek przeminie bez śladu, i — już myśli o pierwszem wyjściu.
— Leopoldzie, czy będziesz zadowolony, udając się na przechadzkę do lasu?
Tak, Leopold będzie bardzo rad. Chce, by go zaprowadzono tam, na zabawę, gdzie już był raz z matką i guwernerem. I nagle przerywając pyta:
— A gdzie jest pan Elizeusz?... Czemu nigdy nie przychodzi?
Odpowiadają mu, że wychowawca jest w podróży i to na czas dłuższy. To mu wystarcza. Męczy go myślenie i mowa. I wnet zapada w ponurą obojętność, wraca do mglistej krainy, jaką wywołują chorzy, łącząc swe marzenie z miejscami, ich otaczającemi. Obok wchodzą i wychodzą, krzyżują się szepty i dyskretne kroki. Królowa nic nie słyszy, niczem się nie interesuje, prócz pielęgnowania. Czasem Chrystjan popycha drzwi stole przymknięte do połowy wskutek gorąca, i wszedłszy do pokoju opowiada
Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/250
Ta strona została przepisana.