Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/256

Ta strona została przepisana.

Królowa zapytała iżywo
— Czemuż to?
— Och, odparł Leopold tonem człowieka starego, sądzę, że będę musiał prosić Pana Boga o coś innego, niż to, co jest w modlitwie...
Ale pod wpływem właściwego mu dobrego charakteru, dodał:
— Zaraz, mamusiu, zaraz, skoro sobie tylko życzysz...
I głosem zrezygnowanym zaczął wolno:
— „Panie, Który jesteś moim Bogiem, Tyś umieścił na tronie Swego sługę. Lecz ja jestem dzieckiem, co nie może dać sobie rady, a mam zlecony sobie naród, przez Ciebie wybrany...“
Na drugim końcu pokoju rozległo się stłumione łkanie... Królowa zadrżała:
— Kto to?.. Czy to ty, Chrystjanie? dodała, słysząc hałas zamykanych drzwi.
Po kilku dniach lekarz oświadczył, że nie potrzeba skazywać dłużej młodocianego pacjenta na mękę ciemnego pokoju, że czas już wpuścić nieco światła.
— Już!.. rzekła Fryderyka. A wszak powiedziano mi, że to potrwa przeszło miesiąc.
Lekarz nie mógł jej powiedzieć, że wobec zupełnego porażenia oka, bezpowrotnie straconego, to zamknięcie stawało się bezcelowe. Odparł więc coś niejasnego, jak to potrafią lekarze, powodowani litością. Królowa nie zrozumiała, a nikt z otoczenia nie czuł się na siłach odkryć jej prawdę. Czekano na O. Alfeusza, bowiem religja posiada przywileje nawet wobec ran, których nie potrafi uleczyć. Z właściwą sobie brutalnością i tonem szorstkim mnich zadał ów straszliwy cios, pod którym miała się ugiąć cała duma Fryderyki. W dzień wypadku królowa cierpiała dotknięta w swych tkliwych uczuciach krzykiem omdle-