Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/27

Ta strona została przepisana.

Wszelako po powrocie do salonu, Fryderyki nieco się ożywiła; usadowiła Koletę de Rosen obok siebie na kanapie i mówiła z nią z uczuciową poufałością, którą się posługiwała, gdy pragnęła zaskarbić sobie czyjąś sympatię, a podobną do uścisku jej silnej dłoni o subtelnych palcach.
Potem znagła rzekła:
— Chodźmy zobaczyć, jak śpi Zara, księżno.
Na końcu długiego korytarza napełnionego, jak reszta apartamentu, stosami kaset, otwartych waliz, z których wyglądała bielizna, ubranie, pośród chaosu pierwszych chwil w hotelu, znajdował się pokój małego księcia.
Oświetlony był lampą z nisko opuszczonym abażurem, z pod którego światło dosięgało poziomu błękitnawych zasłon łóżka. Służąca drzemała na walizie, w białym czepku na głowie, i chustce haftowanej na różowo, która stanowi dopełnienie fryzury Dalmatynek. W pobliży stołu wychowawczyni, złożywszy głowę na łokciu, z otwartą książką na kolanach, również nie oparła się usypiającemu oddziaływaniu lektury i nawet we śnie zachowywała ten romantyczny i sentymentalny wyraz, z którego król tak bardzo sobie pokpiwał. Nie obudziło jej wejście królowej. — Atoli dzieciak przy pierwszem poruszeniu gazowej zasłony wyciągnął swe drobne piąstki i starał się rozewrzeć powieki. W kilka miesięcy przyzwyczaił się do raptownych ocknięć pośród ciemnej nocy, do szybkiego ubierania, ucieczek i wyjazdów, do nowych krajobrazów i nowych twarzy. Sen jego stracił ciągłość, nie był już ową dziesięciogodzinną podróżą w krainę marzeń, odbywaną przez dzieci przy różnym, ciągłym, prawie nieuchwytnym oddechem wpółotwartych ust.