Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/281

Ta strona została przepisana.

szymy, nawet na wygnaniu... Ach, panie doktorze, jakie królowe są nieszczęśliwe! Powiedzieć, że wszyscy na mnie nalegają, abym kazała operować swe dziecko. A przecież wiedzą, że tu wchodzi w grę go życie... Ale racja stanu! Za miesiąc, może a dwa tygodnie Sejm iliryjski zawezwie nas... Póki jest tu, mniejsza o to, ale ślepego króla któż będzie chciał! Więc operacja, grożąca mu zagładą! Tron lub śmierć! i ja chciałam się stać wspólniczką tej zbrodni, mój maleńki Zaro!... Cóż mu po panowaniu, mój Boże! Niech żyje, niech żyje!..
Godzina piąta. Zapada wieczór. Chwila powrotu z Lasku, gdy pojazdy jadą stępa, mijając kratę Tuilerjów, która w promieniach gasnącego zachodu, rzekłbyś, kładzie się na przechodniów długiemi prętami. Jedna strona Łuku Triumfalnego tonie w czerwonej powodzi światła, a drugą ogarnia już gęsty cień. Tamtędy właśnie toczy się ciężki powóz o herbach Ilirii. Mijając ulicę Castiglione królowa wspomina nagle balkon Hotelu pod Piramidami i złudzenia w dniu przybycia do Paryża, śpiewne i rozedrgane, jak owa muzyka, co dochodziła z poza gęstwiny drzew. Ileż zniosła rozczarowań, ile stoczyła walk! Teraz już po wszystkiem, po wszystkiem. Dynastja wygasła... Śmiertelny chłód ogarnia jej ramiona, a lando pogrąża się coraz bardziej w cieniu. To też nie widzi królowa tkliwego spojrzenia, co kieruje się ku niej nieśmiało, błagalnie.
— Mateczko, jeżeli nie będę królem, czy będziesz mnie wciąż kochała?
— O, moje kochanie!..
Ściska namiętnie wyciągniętą dłoń dziecka... Tak, ofiara została dokonana. Ogrzana i wzmocnio-