Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/34

Ta strona została przepisana.

le Prince zachowała swą fizjonomję szkolnej ulicy. Wystawy księgarskie, mleczarnie, garkuchnie, sklepy tandeciarskie, „kupno i sprzedaż złota i srebra“ ciągną się stąd aż do wzgórza świętej Genowefy. Tu o każdej porze dnia roi się od studentów: nie są to bynajmniej studenci Gavarniego o długich włosach, wymykających się z pod wełnianego beretu, lecz przyszli adwokaci w zimowych paltach, w rękawiczkach, starannie ubrani z ogromnemi tekami skórzanemi pod pachą, i już z zimnemi i przebiegłemi minami ludzi interesu; albo przyszli lekarze, o nieco swobodniejszym kroku, czerpiący z ludzkiej, materjalnej strony swych studjów ekspansywność życia fizycznego, jakgdyby w nagrodę za nieustanne obcowanie ze śmiercią.
O tej wczesnej godzinie dziewczęta w peniuarach i pantoflach, o oczach obrzękłych z bezsenności, przebiegały ulicę po mleko, jedne — uśmiechnięte i mknące truchtem pod deszczem, inne — naodwrót dostojne, kołyszące blaszankami i wlokące swoje wychodzone trzewiki i wynoszone gałgany z majestatyczną obojętnością królowych feeryj; a ponieważ wbrew paltom zimowym i skórzanym tekom serca dwudziestolatków mają dwadzieścia lat, więc studenci uśmiechali się do ślicznotek. „Stój, Lea“. „Dzień dobry, Klementyno“. Obwoływano się, wyznaczano sobie spotkania na wieczór: „W Medicis“ albo „w Louis XIII“; i znienacka w odpowiedzi na jakiś zbyt żywy albo źle zrozumiany madrygał, rozlegał się okrzyk oburzonej i zaskoczonej dziewczyny w uświęconej tu formie: „Zmykajże pan, zuchwalcze!“. Obaj mnisi musieli się przedzierać przez ten tłum młodzieży, zwracający na nich uwagę, kpiący — ale za plecami, albowiem jeden z Franciszkanów, chudy, czarny i suchy, jak chleb świętojański, o najeżonych groź-