Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/35

Ta strona została przepisana.

nie brwiach, miał straszny wygląd korsarza w swym habicie, ściągniętym sznurem i zaznaczającym wyraźnie biodra oraz mięśnie atlety, Ani on, ani jego towarzysz nie zwracali na pozór uwagi na ulicę, którą przemierzali wielkiemi krokami, wpatrzeni nieruchomo przed siebie, w cel, do którego dążyli. Zanim doszli do obszernych schodów, wiodących do budynków wydziału medycznego, starszy rzekł do swego towarzysza:
— To tu.
Wznosił się dom hotelowy, którego ganek mieścił się między sklepem z gazetami, wypełnionym broszurami, piosenkami za dwa sous, kolorowemi malowankami, gdzie groteskowy kapelusz Bazylego powtarzał się w mnóstwie póz, a piwiarnią w suterynie, noszącą na szyldzie kawę „Brasserie du Rialto“, prawdopodobnie dlatego, że usługiwały dziewczyny w uczesaniu weneckiem.
— Czy pan Elizeusz wyszedł? — zapytał jeden z ojców w biurze hotelu, mieszczącem się na pierwszem piętrze.
Otyła kobieta, która zapewne służyła w wielu hotelach, zanim dorobiła się własnego, odpowiedziała leniwie, nie radząc się nawet rzędu kluczy, smutnie wiszących na tablicy:
— Wyszedł o tej porze! Raczej trzeba zapytać, czy już wrócił!
Ujrzawszy habit, zmieniła ton i wskazała pokój Elizeusza Merauta:
— Nr. trzydziesty szósty, na piątem piętrze, w głębi korytarza.
Franciszkanie weszli na górę. Przechodzili przez wąskie korytarze, zawalone zabłoconem obuwiem, pantoflami na wysokich obcasach, szaremi, bronzowemi, fantazyjnemi, luksusowemu nędznemi zdradzają-