Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/36

Ta strona została przepisana.

cemi obyczaje lokatorów; nie zważali na nic, zamiatając pył swemi długiem! sukniami, krzyżami wielkich szkaplerzy; ledwie zerknęli, gdy jakaś ładna dziewczyna o łobuzerskiej minie, w różowej sukience, z obnażoną szyją i ramionami, w palcie męskim, przechyliła się przez poręcz na trzeciem piętrze, aby krzyknąć coś ochrypłym głosem do chłopca, stojącego na dole. Obaj ojcowie zamienili porozumiewawcze spojrzenie.
— Jeśli to taki człowiek, jak pan mówił — szepnął korsarz z akcentem cudzoziemskim — to obrał sobie dziwne środowisko.
Drugi, starszy o inteligentnej i subtelnej twarzy odpowiedział z miękkim uśmiechem, pełnym przebiegłości i pobłażliwości kapłańskiej:
— Święty Paweł wśród pogan!
Przybywszy na piąte piętro, ojcowie przez chwilę stali zakłopotani. Pod niskiem i ciemnem sklepieniem trudno było rozpoznać numery. Kilkoro drzwi zdobiły wizytówki w rodzaju „M-elle Alice”, bez bliższego oznaczenia profesji, co zresztą było zbyteczne, ponieważ w tym domu było wiele konkurentek tego samego zawodu; i oto można było widzieć poczciwych ojców, kołatających do drzwi jednej z tych pań!
— Trzeba go wezwać, na honor! — rzekł mnich o czarnych brwiach i głosem, który długo rozbrzmiewał w hotelu, zawołał:
— Panie Méraut!
Niemniej potężna i donośna była odpowiedź, która rozległa się z pokoju w głębi korytarza. Wyjrzawszy, gospodarz zawołał wesoło:
— To ojciec Melchior?... Nie mam szczęścia... Myślałem, że przyniesiono list pieniężny... Wejdźcie