Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/69

Ta strona została przepisana.

ły. Przyczyniła się do tego i pora roku. Lasek w Saint-Mande, latem pełen zieleni i kwiatów, niby park, pusty i spokojny w dni powszednie, w niedzielę zaś rojny i gwarny, — z początkiem zimy, pośród żałoby wilgotnych widnokręgów i mgły, zawieszonej nad jeziorem, przybierał wygląd rozpaczny i próżny wielkości miejsc opuszczonych, ongi radosnych. Chmary kruków wzbijały się ponad czarność krzaków i poskręcane drzewa, gdzie kołysały się gniazda i kosmata na nagich wierzchołkach jemioła. Drugą już zimę spędzała Fryderyka w Paryżu. Czemu obecna wydawała się jej dłuższa od pierwszej i bardziej ponura? Czy odczuwała brak gwaru pałacowego, życia miasta hucznego i bogatego? Nie? Lecz wraz z tem jak zanikała w niej królowa, wzmagały się słabostki kobiety, udręki opuszczonej żony i nostalgje cudzoziemki, wyrwanej z ojczystego gruntu.
Po całych dniach przebywała teraz w oszklonej galerji, przyległej do wielkiego salonu, którą zmieniła w maleńki ogród zimowy, zakątek oddalony od domowego gwaru, zdobny w jasne obicia i zielone w rogach rośliny. Trwała w bezczynności, wpatrzona w bezlistny ogród i gęstwę kruchych gałęzi, przecinających szary widnokrąg, podobny do akwaforty, i pomieszanych z mocną a trwałą zielonością bukszpanów, co ostrością konarów wynikały na tle śnieżnej bieli. Masy wody, spadającej na trzy kondygnacje wodotrysku, przybierały tony zimnego srebra, a poza wysoką kratą, biegnącą wzdłuż avenue Daumesnil, przebiegały od czasu do czasu parowe tramwaje, przerywając świstem ciszę i pustkę dwumilowego lasu, a długie pióropusze dymu, pozostawione w żółtem powietrzu, rozpływały się tak wolno, że Fryderyka mogła je długo śledzić, ciężkie i bez celu, jak i jej życie.