Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/72

Ta strona została przepisana.

pana... Nie, proszę pana...” Tyle tylko wypowiadały usta książątka, a starał się mówić jak najgłośniej, z nieśmiałym wdziękiem chłopców, wychowanych nieprzerwanie przez kobiety w okresie wczesnego dzieciństwa. Biedaczek starał się jednak wydobyć z natłoku różnorodnych wiadomości, udzielonych przez panią de Silvis, parę faktów z historji powszechnej, zbłąkanych wśród bajek o karłach i wróżkach, niby teatr czarodziejski zaludniających jego wątłą wyobraźnię. Królowa z oddali dodawała mu zachęty i odwagi, podnosząc go duchowo. Przy odlocie jaskółek matka w ten sposób daje pomoc swych skrzydeł pisklęciu, co nie umie jeszcze fruwać. Gdy dziecko wahało się z odpowiedzią, wzrok Fryderyki, o złotych połyskach szmaragdu, marszczył się niby fala od rzuconego kamienia; lecz gdy powiedziało coś trafnie, jakiż triumfujący uśmiech kierował się ku mistrzowi. Od dawna nie doświadczyła takiej pełni szczęścia i radości. Zdawało się, że świeża krew zabarwiła woskową cerę małego Zary, zawiędłą twarz słabego dziecka; nawet krajobraz pod wpływem tej czarodziejskiej wymowy pozbywał się smutnych stron, Ukazując jedynie imponującą wielkość w tej nagiej pustce zimowej. A gdy królowa trwała tak w skupieniu, oparłszy się łokciami i podana naprzód, całą postacią wychylona ku przyszłości, w której jawiło się triumfalnie wracając do Lubiany królewskie dziecię, Elizeusz drżący, olśniony przemianą, której sam nie wiedząc o tem, był przyczyną, widział jak na tem pięknem czole o tonach agatu rozwiały się i, niby djadem królewski, lśniły sploty ciężkich warkoczy.
Południe biło na wszystkich zegarach, a lekcja trwała jeszcze. W głównym salonie, gdzie maleńki dwór zbierał się codziennie w porze śniadania, za-