Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/98

Ta strona została przepisana.

młodszego od jego lat. Umysł widocznie nie dotrzymywał kroku tej małej postaci, postarzałej, skurczonej, której nie nęciła gra, a poddającej się marzeniu, przechodzącemu nieraz w zapamiętanie. Kołysany od najmłodszych lat, — które były dlań okresem długiej konwalescencji — fantastycznem bajaniem wychowawczyni, dostrzegał w zaraniu swego życia to tylko, co przypominało znane opowieści, w których wróżki i dobre genjusze otoczały królów i królowe, wyzwalając ich z ponurych zamczysk i lochów, uwalniając od prześladowań i zasadzek dotknięciem różdżki czarodziejskiej, usuwając szklane ściany, kolczaste wały, smoki, zionące ogniem, i wiedźmy, zmieniające ludzi w zwierzęta. Podczas lekcji, gdy mu objaśniano coś trudnego, mówił: „To, jak w historji o małym krawczyku“, a czytając opis jakiejś wielkiej bitwy dodawał: „Olbrzym Robistor więcej położył trupem“. Poczucie cudowności, tak silnie w nim rozwinięte, napełniało go właśnie roztargnieniem, zdolnem pogrążyć na długie godziny w nieruchomości na kanapie, pośród poduszek: w oczach przewijała się fantasmagorja zmienna i płynna, lśnienie fałszywego światła, cudownych obrazów czarodziejskich. Wszystko to utrudniało rozumowanie, poważną pracę, jakiej od niego wymagano.
Królowa przysłuchiwała się lekcjom, trzymając w ręku haft, lecz go nie robiąc, a w pięknem jej spojrzeniu tkwiła uwaga tak cenna dla mistrza, czującego zrozumienie dla wszystkich swych myśli, nawet tych, których nie wyrażał. Dzięki temu szczególnie nastąpiło zbliżenie, dzięki marzeniom i chimerom, co szybują ponad przekonaniami i szerzą je. Uczyniła go swym doradcą i powiernikiem, udając, że zwraca się doń w imieniu króla.