Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/99

Ta strona została przepisana.

— Panie Méraut, Jego Królewska Mość pragnąłby wiedzieć, co pan o tem sądzi.
A Elizeusza dziwiło niezmiernie, że król nigdy nie zwracał się osobiście w sprawach tak żywo go interesujących. Chrystjan II traktował go z pewnemi względami, używając tonu koleżeńskiej poufałości, sympatycznego, ale bardzo lekkiego. Nieraz, przechodząc przez pokój szkolny, stawał na chwilę, przysłuchując się, pocze kładł rękę na ramieniu następcy:
— Nie trzeba tak forsować — mówił półgłosem, niby echo opinji krążącej wśród domowników... Nie chce pan chyba, żeby był uczonym...
— Chcę, żeby był królem, odpowiadała dumnie Fryderyka.
A widząc beznadziejny gest męża:
— Czyż nie będzie kiedyś panował? Na co król:
— Ależ tak... tak...
I skłoniwszy się głęboko wychodził, przerywając w ten sposób dalszą dyskusję, a zza drzwi dochodziło nucenie arji z modnej operetki: „Będzie z niego król... będzie z niego król... W rezultacie Elizeusz nie wiedział, co ma myśleć o tym monarsze uprzejmym, powierzchownym i kokietującym, pełnym kaprysów, co nieraz rzucał się na kanapę zupełnie wyczerpany, którego uważał za bohatera Raguzy, władcę energicznego i dzielnego, jakim go czynił Pamiętnik. A przecie, mimo zręczności, z jaką Fryderyka maskowała pustkę tej koronowanej głowy, ukrywając się wciąż za osobą króla, zawsze jakaś nieprzewidziana okoliczność odsłaniała ich prawdziwe oblicza.
Któregoś ranka po śniadaniu Fryderyka przeglądając w salonie dzienniki i pocztę, którą zawsze odczytywała pierwsza, wydała okrzyk tak przeciągły i bolesny, że król, zmierzający ku wyjściu, zatrzymał