O, zazdrość budzący Boże bogów Syjonu! Jakiż strumień rozkoszy radował za każdym razem nasze serce, gdyśmy odwiedzali Paryż, ten raj świata, gdzie, dzięki namiętności naszej, zbyt szybko mijały nam dni: są tam książnice, wonniejsze od naczyń, kosztowne zawierające pachnidła; są tam niby sady, bogate w wszelkiego rodzaju księgi; są tam i łąki akademickie i ogrody perypatetyków, wyżyny Parnasu, kolumnady stoików; tutaj widzę Arystotelesa, tego strażnika nauki i sztuk wszelakich, od którego pochodzi wszystko, co jest dobrego w doktrynach, przynajmniej na tym, zmianom miesiąca podległym świecie; tutaj wymierza Ptolemeusz figurami i liczbami epicykliczne i ekscentryczne punkty zwrotne planet; tam Paweł odsłania tajemnice, a Dionizjusz urządza i objaśnia swe hierarchje; tutaj dziewicza Karmentis przedstawia głoskami łacińskiemi wszystko, co Kadmus w fenickiej przedstawił pisowni. Tutaj sięgaliśmy po nasze skarby i z lekkiem sercem rozluźnialiśmy sznury naszej sakwy; pełnemi rękoma wyrzucaliśmy pieniądze i z brudu i kurzu wyciągaliśmy księgi. To nic nie warte, nic nie warte, mówi każdy nabywca. Ale daremnie! bo pomyślcie, co za radość i co za szczęście, w jedną złączyć wiązkę broń kościelnej milicji i używać jej dla odpierania napaści heretyków, gdy podnoszą głowę.
Od młodu umieliśmy z najdogodniejszych korzystać sposobności, ażeby jak najtroskliwiej a bez niesprawiedliwego oklasku stowarzyszyć mistrzów z nami, profesorów i uczniów, którym wysokość ich ducha i rozgłos ich
Strona:PL De Bury - Philobiblon.djvu/54
Ta strona została przepisana.