Noc od dwóch godzin już zapadła, choć była to dopiero godzina ósma wieczorem, ale w listopadzie zmierzcha się wcześnie. W tym to właśnie miesiącu r. 1867-go rozpoczyna się nasze opowiadanie.
Rano szron biały pokrywał ziemię, po południu jednak, powietrze stało się ciężkie, przesiąknięte elektrycznością.
Człowiek przeszło sześćdziesięcioletni, w ubraniu duchownego, siedział w szerokim, staroświeckim fotelu. Nogi obute w skórzane trzewiki z posrebrzanemi niegdyś klamrami, trzymał oparte na kominku. Łagodne światło lampy, przyćmione zieloną umbrelką, oświetlało niewielki pokój, który, o ile można było sądzić z umeblowania, służył zarazem za pokój jadalny i gabinet. W łagodnym półcieniu ksiądz czytał swój brewjarz.
Dom, do którego wprowadziliśmy czytelnika, wyglądał bardzo skromnie tak zewnątrz jak i wewnątrz,
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/11
Ta strona została skorygowana.
I.
Historja miłości.