— Myśl wyborna. Ale zapraszać pana Daumont nie znając go i nie będąc mu znanym, czy nie będzie rzeczą ryzykowną?
Wcale nie. Mój kolega nie jest formalistą. Zresztą podejmuję się przygotować go do zaproszenia pańskiego.
— A jeżeli odmówi?
— Żona jego nie odmówi, a w takim razie ja będę mieć przyjemność towarzyszyć matce i córce.
— Jesteś pan prawdziwym przyjacielem. Więc zobacz się pan z nim jutro, a raczej dziś jeszcze, gdyż to już godzina czwarta rano.
— Nie będę mógł z nim się widzieć, dziś — bowiem niedziela i biuro jest zamknięte, lecz w poniedziałek na pewno.
— A kiedyż ja pana zobaczę?
— W poniedziałek wieczorem.
— Dobrze, więc w poniedziałek wieczorem będę czekać na pana z obiadem.
— W swym pałacu?
— Nie, w kawiarni angielskiej.
— O której godzinie?
— O siódmej.
— Będę.
Powóz zatrzymał się na ulicy Miromenil. Szef biura wysiadł i rzekł do bankiera:
— Śpij spokojnie, kochany baronie, i bądź dobrej myśli.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/140
Ta strona została skorygowana.