Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

— Boję się właśnie, że nie zasnę — odrzekł Ritter. — Do pałacu — dodał, zwracając się do lokaja, który powtórzył rozkaz stangretowi — i powóz potoczył się na ulicę Saint-Florentin, przy której znajdował się pałac bankiera.


II.

Pani Daumont i Teresa po odjeździe z ratusza, przez długi czas milczały. Pani Eugenja rozmyślała i myśli jej, nie tylko nie były smutne, lecz przeciwnie bardzo wesołe i różowe.
Znała się ona dobrze na miłości i umiała doskonale rozróżnić z daleka miłość rzeczywistą, chwilową lub namiętną. Doświadczenie osobiste i wiedza nabyta nie mogły jej omylić co do znaczenia grzeczności, ktéremi przez cały wieczór bankier otaczał Teresę. Ogień błyszczący w oczach tego człowieka dojrzałego, dozwalał jej czytać jego myśli jak z książki otwartej, a czytanie to napełniało ją radością, i dozwalało spodziewać się w krótkim czasie spełnienia jej życzeń.
Szaleję za nią — mówiła do siebie. — To pożar w starym domu, pożar, który trudno ugasić. Założyłabym się, że zanim tydzień upłynie, usłyszę coś o nim. Trzeba przyznać, że wypadek, który mi dał spotkać tego de Loigney, był szczęśliwy... usłużył mi doskonale.