— Kocham cię, ubóstwiam i nię przestanę cię kochać nigdy! Jesteś moją przyszłością, mojem życiem... Oprócz ciebie nic dla mnie nie istnieje...
bez ciebie życie moje byłoby pustką...
— Lecz czy to prawda?
— Przysięgam ci na moje szczęście!...
— Powiedziałeś pan, że wielkie niebezpieczeństwo zagraża mojej przyszłości... memu szczęściu... naszemu...
I to jest prawdą... Mogę cię o tem przekonać.
— Nie chcę dowodów. Wierzę, że się pan nie mylisz.
— Kiedy się pani przekonałaś?
— Onegdaj.
— Na balu w ratuszu, wszak prawda?
— Tak.
— Zaprowadzono tam panią, by sprezentować twoją piękność...
— Tak.
— I chcą panią oddać?... człowiekowi, z którym widziałem panią tańczącą?...
— Chcą, bym została jego żoną.
Chcą, ale to się nie spełni!... Nigdy!... — zawołał gwałtownie Gaston. — Tereso, kocham cię całą duszą, całem sercem, a mój szacunek dla ciebie jest równie wielki jak miłość. Od chwili, w której cię zobaczyłem, należę do ciebie. Mam tylko jedno marzenie: ofiarować ci moje nazwisko, które jest uczciwe i kiedyś stanie się sławnem. Chciałem przyjść do twoich rodziców, wyznać im moją miłość i prosić
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/151
Ta strona została skorygowana.