— I cóż odpowiedziała?
— To, co na jej miejscu odrzekłaby każda młoda dziewczyna. Myśl zaślubienia człowieka trzy razy starszego od niej, naturalnie, że jej nie raduje.
— Więc będzie się bronić?
— Dzieciństwo, nie dbam o to.
— Będą łzy...
— Prędko oschną! Dałam jej do zrozumienia, te musi być posłuszną.
— Jeżeliby jednak jej opór miał wszystko zepsuć...
— Niema niebezpieczeństwa! Ten opór doleje tylko oliwy do płomieni barona Rittera... tem łatwiej będzie można nim pokierować... Troskę o to zostaw mnie. Już ja odpowiadam.
— Daję ci zupełne pełnomocnictwo...
— Rachuję na to.
Powróćmy do Teresy, którą przed rozpoczęciem powyższej rozmowy rodzice wyprawili na spoczynek.
Doszedłszy do progu swego pokoju, wstrzymał się na chwilę. Serce jej biło gwałtownie, a szum wywołany napływem krwi do mózgu, napełniał jej uszy. Pod wpływem wzruszenia zaledwie mogła utrzymać się na nogach.
Za temi drzwiami miała spotkać Gastona, a to znalezienie się sam na sam z młodym człowiekiem, schadzka, która w dzień wydawała się jej naturalną, teraz podczas nocy, choć nie zdawała sobie sprawy
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/167
Ta strona została skorygowana.