tego chcę!... A jeżeli będziesz się opierać... zgniotę cię!...
— Nie wyjdę za niego...
— Coś ty powiedziała? — Powtórz-no!
— Nie wyjdę za niego — powtórzyła Teresa głosem słabym, ledwie słyszanym. — Wolę umrzeć...
— Ach więc ty mnie jeszcze nie znasz! — wybuchnęła pani Daumont w przystępie wściekłości. — Jeżeli mi jeszcze raz ośmielisz się powiedzieć coś podobnego, zdepczę cię jak robaka!... A tymczasem masz na pamiątkę!
I macocha, uderzywszy dwa razy w twarz Teresę, z taka siłą, że biedne dziecko z płaczem potoczyło się na fotel, opuściła pokój, grożąc wzrokiem i ręką.
— Nie potrafię walczyć — rzekła biedna, zostawszy samą. — Nie mam sił... Ona mnie zabić gotowa.
Teresa nie łudziła się. Pierwszy raz w życiu chciała okazać siłę charakteru, której nie miała i przekonała się, że może zdobyć się na odwagę na jedną chwilę, ale brakuje jej energji i odporności w obec traktowania brutalnego.
Czuła się złamaną i zwyciężoną.
— Jeżeli pozostanę tu, będę zgubioną — myślała — znam siebie... nie zdołam się oprzeć.
I przypomniały się jej słowa Gastona Dauberive.
By uniknąć cierpień fizycznych i moralnych, jakie oczekiwały ją od matki, i by nie dać się zaciąg-
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/179
Ta strona została skorygowana.