jego notarjusz, umyślnie proszony o przybycie wcześniejsze, w celu narady w ważnej sprawie.
— O cóż to chodzi, baronie? — zapytał urzędnik.
— Chodzi o rzecz, która zapewne pana zdziwi — odrzekł Jerzy Ritter.
— Odwykłem się już dziwić, zresztą zobaczymy.
— Mam zamiar się ożenić... i dzisiaj moje zaręczyny.
Słowa barona wywarły skutek przewidziany, gdyż notarjusz powstał nagle z fotelu.
— Dla tego to prosiłem pana o przybycie wcześniejsze, chciałem bowiem pomówić z panem przed obiadem.
— To znaczy, że mamy porozrmieć się co do intercyzy.
— Tak.
— Czy pozwolisz mi, szanowny baronie, uczynić ci jedno pytanie?
— Pozwalam uczynić ich ile pan chcesz i zapewniam, że odpowiem na nie szczerze.
— Czy osoba, którą masz baron zaślubić, jest młodą?
— Ma lat siedmnaście.
— Piękna?
— Jak tylko można być piękną... więcej niż można...
— Z dobrej rodziny?
— Z rodziny bardzo szanownej.
— Bogata?
— Nie ma ani grosza.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/190
Ta strona została skorygowana.