czuć szczęśliwą, tylko potrzeba trochę czasu, by przywykła do tego losu.
— Czy pani sądzi, że pokocha mnie kiedy?
— Jestem tego pewną. Często mówi o panu... o pańskiej postawie dystyngowanej, szlachetnych manjerach, wykształceniu, i szczerą ma do pana sympatję. Od sympatji zaś do miłości bardzo jest blisko, zwłaszcza, gdy serce wolne, a ręczę panu, że jej nie uderzało jeszcze dla nikogo.
— Pani droga! — zawołał bankier rozpromieniony — słowa pani upajają mię. Czy pozwoli mi pani oświadczyć me uczucia pannie Teresie i prosić ją o wzajemność?
— Owszem, sama ją panu przyprowadzę. Tylko niech pan będzie wyrozumiałym na pomieszanie, jakie sprawi jej pańskie oświadczenie. Teresa jest tak młodą i lękliwą, iż trudno wymagać, by przyjęła bez głębokiego wzruszenia wiadomość, iż nieznana nikomu pochodząca z rodziny uczciwej, lecz ubogiej, zostanie jutro jedną z królowych Paryża.
— I po tych słowach zwróciła się do fotelu, na którym pozostawiła córkę, tuż obok estrady orkiestrowej.
Biedna Teresa nie była w usposobieniu do słuchania muzyki.
Utkwiwszy oczy w grupę, złożoną z jej ojca; matki, barona i pana de Loigney, czuła, że rozmowa toczyła się o niej, że w tej chwili ważą się jej losy, i z wyrazu twarzy tych osób usiłowała zrozumieć słowa, których nie dozwalała usłyszeć odległość. Gdy
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/204
Ta strona została skorygowana.