— Czuję się bardzo zmęczoną i nawet cierpiącą. Jeżeli mama pozwoli mi zostać, to skorzystam z tego czasu i napisze do mojej dawnej przełożonej pensji.
— Chcesz ją zawiadomić o szczęściu, które cię spotkało? zostajesz miljonerką?
— Tak, mamo, chciałabym ją zawiadomić? — Więc rzeczywiście zaczynasz pojmować swe szczęście? — zapytała Eugenja, zachwycona tą zmianą.
— Czy mama naprawdę jest pewną, że wielki majątek daje szczęście?
— Jakto, czy jestem pewną? Czyż w tym względzie może być nawet wątpliwość? Na tym świecie jest tylko jedna rzecz poważna i pewna, a nią jest bogactwo.
— Więc będzie mama korzystać z niego...
— Tak, będziemy korzystać.... i słusznie! Czyż chciałabyś może czynić nam z tego wyrzut?
— Och, wcale nie; przeciwnie, cieszę się.
— Jeżeli tylko nie masz jakiej myśli skrytej i stałaś się nareszcie rozsądną, to szczerze ci winszuję. Dobrze, więc zostań w domu i odpocznij. Wezmę z sobą Julję, tembardziej, że będzie do przyniesienia trochę drobiazgów. Czy nie będziesz obawiać się zostając samą?
— Czegóż mam się obawiać?
— Jeżeliby przypadkiem kto zadzwonił, to nie otwieraj.
— Dobrze, mamo.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/210
Ta strona została skorygowana.