Musiała użyć całej siły woli, by zapanować nad wzruszeniem. Podstąpiła do okienka, zapukała lekko i powstrzymując oddech, z natężonym słuchem czekała...
W loży coś zaszemrało, dało się słyszeć poruszenie sprężyny i... drzwi ulicy otworzyły się.
Odźwierna, przyzwyczajona otwierać kochankom służących, przed godziną piątą rano, nie miała najmniejszego podejrzenia.
Teresa rzuciła się ku drzwiom, zamknęła je za sobą, i znalazła się na ulicy jasno oświetlonej gazem.
Tu znowu zabrakło jej oddechu. Parę chwil stała nieporuszona, nareszcie opanowawszy wzruszenie, spojrzała w dal, i w odległości pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu kroków, spostrzegła rysującą się sylwetkę powozu. Z początku niepewnym, później coraz szybszym krokiem skierowała się w tę stronę.
Gaston wychylony z powozu, z gorączkowym niepokojem wpatrywał się w pustą przestrzeń, zapytując się co chwila, czy w godzinie stanowczej Teresa, przerażona tak śmiałem przedsięwzięciem, nie cofnęła się przed jego wykonaniem. Ta myśl od której uwolnić się nie mógł, przyprowadzała go do szaleństwa.
W tem, w dali, na chodniku spostrzegł postać kobiecą, raczej biegnącą niż idącą.