godzinę. O szóstej pociąg zatrzymał się w Orry, stacji, jak wiemy, położonej wśród lasu Chantilly.
Teresa idąc za radą Gastona, zasłoniła twarz gęstą woalką, okryła się futrem i podawszy mu rękę wyszła ze stacji.
— Nie mamy czego już się obawiać rzekł Gaston, uszedłszy drogą kikadziesiąt kroków-możemy teraz iść śmiało.
— Latem powinno tu być przyjemnie-zauważyła Teresa, wodząc wzrokiem po starych drzewach lasu.
— Cała okolica wioski, w której będziemy mieszkać, jest prześliczną. Zobaczysz, będziesz szczęśliwą...
— Jestem nią już teraz — odrzekła dziewczę, przy ciskając do serca rękę Gastona.
— Droga... ukochana... moja gwiazdko jasna...
Gdy weszli w środek lasu drogą prowadzącą do stawu Commelle, spłoszyli stado bażantów, które na ich widok zaczęły uciekać; kilka królików wyrwało się im z przed stóp, a widok tego życia wiejskiego, tak nowy i nieznany dotychczas Teresie, wkrótce wygładził w jej umyśle ostatnie chmurki jej nowej sytuacji.
— Czy miejsce w którem będziemy mieszkali blisko jest lasu?
— Drzewa lasu otaczają domek A czy jest ogród?
— Jest.
— A dużo w nim kwiatów?
— Na wiosnę będzie ich wiele, a jeśli tylko zechcesz, może być jeszcze więcej.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/228
Ta strona została skorygowana.