nie spinka, znaleziona w pokoju panny Teresy. Czyż nie prawda?
— Rzeczywiście — odrzekła pani Daumont.
— Więc — ciągnął dalej Turet — panna Teresa nie zgadzała się na to małżeństwo.
— Prawda, ale czyż siedmnastoletnia dziewczyna może mieć swoją wolę?
— Och, nie mam pani tego za złe... Rodzice powinni rozkazywać, a obowiązkiem dzieci słuchać.
— Mieliśmy na celu tylko szczęście córki; a to małżeństwo zapewniało je.
— Nie wątpię... Z takim majątkiem, jaki posiadał zmarły baron Ritter, szczęście było zapewnione. Lecz pragnąłbym wiedzieć, czy na żadną z osób, które panią otaczają lub kogoć ze znajomych, nie ma pani podejrzenia? Czy nie przypomina sobie pani jakiego młodego człowieka, który starał się zbliżyć... poznać?...
— Nie, Teresa przed sześciu tygodniami dopiero powróciła z Senlis, gdzie była na pensji. Wychodziła tylko ze mną. Trzy lub cztery razy byłyśmy w teatrze i raz na balu w ratuszu.
— Czy nie zauważyła pani kogoś śledzącego na ulicy, w teatrze lub na balu?
— Nie.
— Więc może na pensji córka miała jaki romans z jakim młodym nauczycielem muzyki lub rysunków, bo ci panowie są niebezpieczni... może z bratem lub kuzynem jakiej koleżanki?
— Nie wiem nic o tem i nie przypuszczam...
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/274
Ta strona została skorygowana.