— Ale nie jest pani pewną zupełnie?
— Nie mogę twierdzić stanowczo, o czem nie wiem.
— A w ostatnich dniach nic pani nie zauważyła?
— Wczoraj chciałam wyjść z Teresą po sprawunki, ale prosiła by ją pozostawić w domu.
— I z jakiego powodu?
— Mówiła, że jest cierpiącą i że chce napisać list do przełożonej pensji.
— Widocznie więc ucieczka była z góry obmyślaną. Spodziewała się wizyty kochanka, który miał ją uprowadzić i podczas tej schadzki ułożono plan ucieczki.
— Gdzie jej szukać? — gdzie szukać? — wołała Eugenja, podnosząc wzrok do nieba, a raczej do sufitu.
— Nie wiem w tej chwili, ale będę wiedział... Według wszelkiego prawdopodobieństwa, zbiegli nie wyjechali na prowincję, bo tam łatwo zwrócić na siebie uwagę... Musieli pozostać w Paryżu w jakimś zakątku, jak sądzę, trudnym do znalezienia... Dla tego też w Paryżu będę ich szukać, ale pierwej pojadę do Senlis i rozmówię się z przełożoną pensji.
— Jakto, pójdziesz pan do przełożonej — zawołała Eugenja przerażona.
— A dla czegożby nie?
— Ależ informacje, jakich pan zażądasz, odkryją winę Teresy.
— Niech pani będzie spokojną. Mam wprawę
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/275
Ta strona została skorygowana.