Dzień był prześliczny, i zakochani nasi korzystając z pogody, całe popołudnie przepędzili w lesie, spacerując, gawędząc i płosząc króliki i bażanty.
Teresa nigdy nawet nie marzyła o szczęściu, jakiego doświadczała w towarzystwie Gastona, swego męża, w naiwności swej bowiem uważała się za prawą jego żonę.
Szczęście tryskało z jej oblicza.
Ale Joachim Touret, o którym czas sobie przypomnieć, nie tylko nie mógł się nazwać szczęśliwym, ale przeciwnie gryzł się niepowodzeniem. Zaraz nazajutrz po rozmowie z Daumontami udał się do Senlis, gdzie nic nie dowiedziawszy się od pani Dubief, przełożonej pensji, powrócił zły, nie domyślając się, że był tak blisko miejsca, w którem ukrywali się poszukiwani.
Wypadało zwrócić się w stronę inną.
W prefekturze inspektor pokoi meblowanych przyrzekł natychmiast wysłać na poszukiwania całą brygadę i rzeczywiście sprawy nie zwlekał.
Najważniejsze i najtrudniejsze zadanie, a mianowicie wybadanie woźniców karet i fiakrów, czy w wiadomą noc który z nich nie odwoził z alei Trudaine lub z bliskich jej ulic młodej dziewczyny i mężczyzny, wziął Mioduś na siebie. Zabrał się do tej pracy bez zwłoki. Nadto porozumiał się z odźwierną domu opuszczonego przez Daumontów, która przyrzekła obserwować i w razie, gdy coś zauważy, zawiadomić go natychmiast.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/289
Ta strona została skorygowana.