bez zarzutu. Zamówienia, otrzymywane w pracowni paryskiej, były coraz częstsze i dawały dochód, który zapewniał młodej parze wygody i był zamożny.
Nadeszła wiosna a z nią ciepłe wieczory i noce jasne, długie spacery pod konarami drzew okrytych zielonością, serdeczne i nigdy nieskończone rozmowy, wymiany przysiąg wiecznej miłości, zawsze te same a zawsze jednak nowe.
Miłość Gastona dla Teresy wzrastała z dniem każdym i przechodziła w egzaltację.
Ona, jakkolwiek więcej zamknięta w sobie, ogrzewała się od jego zapału i upajała się jego miłością.
Do tych węzłów, które łączyły ich na pozór nierozerwalnie, przybył nowy — odmienny stan Teresy. W warunkach, w jakich się znajdowali, był on wypadkiem opłakanym, ale oni nie czuli tego. Owszem, widzieli w nim nowe źródło największego szczęścia.
— Czyż rodzice twoi będą mogli nie przyjąć mnie za syna i odmówić mi ręki twojej, skoro pokażemy im nasze dziecię? — mówił rzeźbiarz, który uważał ją więcej za narzeczoną, niż za kochankę.
Ona podzielała tę ufność i patrzała na przyszłość przez pryzmat powleczony kolorami świetnemi.
Na tym horyzoncie jasnego nieba nie dostrzegali czarnej chmury, z której miał wypaść piorun.
Tak minęła wiosna, minęło lato i nastąpiła jesień.
Las dotychczas zielony, zaczął przybierać kolor
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/292
Ta strona została skorygowana.