— Do siebie, gdzie poznasz moją żonę...
Zdziwienie Pawła zmieniło się w osłupienie.
— Do ciebie?.., twoją żonę?... Więc jesteś żonatym?...
— Prawie... zanim stanę się nim zupełnie. Ale to cała historja, bardzo zwyczajna, lecz zarazem romantyczna. Opowiem ci ją w drodze... Tymczasem jedźmy... Jesteś wolny i możesz przepędzić kilka dni u mnie. Zresztą nie odmówisz, bo potrzebuję twojej pomocy.
— Powinieneś był od tego zacząć. Ponieważ jestem ci potrzebnym, zgadzam się więc najchętniej. Lecz, niech mnie djabli wezmą, jeżeli rozumiem co się stało...
— Zrozumiesz niedługo...
Mówiąc to Paweł Gaussin, spojrzał machinalnie przez okno na dom przeciwległy.
— A cóż twoja piękna sąsiadka, zawsze tam mieszka?
— Nie... Ale idźmy, na miłość Boga, bo się spóźnimy!
Wyszli i wsiedli do fiakra.
— Do dworca kolei północnej! — zawołał rzeźbiarz. — Dwa franki na piwo, ale poganiaj, bo się spóźnimy!
Obietnica wywarła skutek, woźnica zaciął konie biczem i popędził.
— Powiedz mi więc...
— Nie teraz jeszcze — odrzekł Gaston — w wagonie będziemy mieć na to prawie całą godzinę.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/296
Ta strona została skorygowana.