ję, i wpatrując się w nią z uwagą. — To teresa. Co za szczególne spotkanie! Będę miał dobrą nowinę dla jej rodziców. Idąca z nią mamka jest żoną leśnika, przez nią łatwo dowiem się o wszystkiem.
Zastukał trzonkiem w stół, i za chwilę nadbiegła matka Małgorzaty.
— Pan mnie wołał?
— Tak, kochana pani. Chciałbym zapłacić należność i zapytać się o rzecz jedną...
— Jaką?
— Wszak to wasza córka przeszła dopiero z jakąś młodą panią?
— Tak, to Małgorzata.
— A dziecko, co ta pani niosła na ręku, czy to jest córki waszej?
— Nie, to tej pani.
— Czy ta pani mieszka w tej okolicy?
— Tak, w Montgrèsin, z mężem. Bardzo dobrzy i uczciwi ludzie, wszyscy ich tu kochają i szanują.
— Czy kupili tam dom?
— Nie zajmują domek oberżysty Pascala.
— Czy ta młoda pani nie ma czasem na imię Teresa?
— Tak. Czy pan ją może zna?
— Zdaje mi się, że gdzieś ją spotykałem. A czy nie wiesz pani czasem jej nazwiska?
— Nie wiem.
— To może nazwisko męża?
— Gaston Dauberive.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/313
Ta strona została skorygowana.